czwartek, 4 kwietnia 2013

Dziunia


W czasie świąt wielkanocnych siedziałam w pobliżu dobrego osiemnastowiecznego ołtarza z obrazem Jana Macieja Meyera. Nie dane mi było jednak podziwiać obrazu i rozważać - w czasie długiego monotonnego kazania - nad programem prac konserwatorskich. Ołtarz został bowiem zasłonięty fioletową tkaniną, na której zawieszono straszliwy bohomaz przedstawiający zapewne Chrystusa w Ogrójcu. Zawsze mnie zastanawia jak współczesny Kościół, instytucja będąca od wieków znakomitym mecenasem kultury, może aprobować w swoich wnętrzach taką tandetę. Przecież tradycja zobowiązuje! 
Co prawda, chyba we wszystkich zbiorach muzealnych znajdzie się jakieś "dzieło", które muzealnicy woleliby pozostawić na stałe w magazynie. Z uwagi na charakter zbiorów, gdzie portrety stanowią 3/4 kolekcji dawnego malarstwa, również w olsztyńskim muzeum znajdą się szczególnie kuriozalne oblicza, których wolelibyśmy nie oglądać. Zawsze można powiedzieć, że to kwestia gustu i subiektywnych odczuć - nie każdy musi być piękny. Trzeba jednak przyznać, że urodę niektórych dam z rodu Doenhoffów trudno doprawdy zbyć milczeniem i przejść obok nich zupełnie obojętnie. 
Portret Fryderyki Justyny Doroty Marii Krystyny von Offenberg (1718-1756), urodzonej Doenhoff (fragment)
Zbiory Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie
Czasami w galerii uwagę zwraca podobizna, który wzbudza o wiele więcej emocji. Jedną ze szczególnych jest portret Dziuni. 
Malarz nieznany, Portret dziewczynki z pieskiem, początek XVIII w.
Zbiory Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie
Tak naprawdę nie wiemy jak nazywała się dziewczynka z obrazu. Dziunią ochrzcili ją studenci konserwacji malarstwa i rzeźby polichromowanej z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, którzy na przełomie lat 80. i 90. przeprowadzili pełną konserwację obrazu (zob. katalog wystawy "Sztuka konserwacji", MWiM Olsztyn 1998, s. 36, kat. 41). Z uwagi na proweniencję wizerunku przypuszczamy, że dziewczynka pochodziła z rodziny Lehndorffów. Ulizane, krótko przystrzyżone jasne włosy, okropne podkolanówki i nieproporcjonalne kończyny. Z całego portretu najładniejszy jest piesek. Swoją drogę ciekawe, skąd studentom przyszła na myśl Dziunia. Przyjęłam, że to zdrobnienie od Jadwigi, ale związki z Lwowem i tamtejszą gwarą są oczywiste. Imię tak bardzo pasuje do postaci, że przylgnęło do niej na stałe. 
Pomnik Dziuni 1872-1881 na cmentarzu we Lwowie
Ale nie każda Dziunia ma "kwadratową" posturę. Kilka lat temu spacerując po słynnym cmentarzu lwowskim natrafiłam na nagrobek kilkuletniej Dziuni - równie chwytający za serce. Co ciekawe, choć figura pochodzi z 2 połowy XIX w. i tu dopatrzyłam się symboliki roślinnej. Krzyż pod którym stoi dziewczynka oplatają pędy płaskorzeźbionego bluszczu (hedera helix), który symbolizował siły wegetatywne, zdolność odradzania się i nieśmiertelność! Zapewne z tego względu był zaliczany do grona roślin z Rajskiego Ogrodu. W ikonografii chrześcijańskiej stanowił ucieleśnienie wiary w życie wiecznie, stąd chętnie sadzono go na grobach. Zwyczaj ten był stosowany także na "naszych" cmentarzach. Jeszcze dzisiaj - choć coraz rzadziej - widujemy stare groby, gęsto obrośnięte bluszczem i fiołkami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz